Protestancki islam - salafizm

Mohammed Al-Abbasi

5 Styczeń, 2015

Nie jest łatwo zniesławić islam. 

W innych religiach, „reformiści” zinfiltrowali (przenikli) do hierarchii w celu wdrożenia własnych programów. W islamie nie ma hierarchii: nie ma biskupów, nie ma Dalajlamy, nie ma naczelnego rabina, naprawdę nikogo. Ortodoksja, to zasadniczo chrześcijańskie słowo, i o ile może być bezpiecznie użyczane przez muzułmanów, to nie jest dyktowana wiernym przez klasę płatnych urzędników religijnych. Mohammed Al-Abbasi napisał, że zamiast tego jest zdefiniowaną przez konsensus (ijma) całej wierzącej społeczności. Ta najwyraźniej skrajna forma demokracji religijnej też uznaje pewne granice. 

„Moja wspólnota nie zgodzi się na błąd”, obiecał błogosławiony Prorok; co oznacza, że wyrok wydany w drodze ijmy, niezależnie od tego, kiedy i jak zostanie ustalony, jest prowadzeniem przez Boga. Vox populi, vox Dei. A muzułmańskie idee władzy religijnej są z definicji zawsze ostatecznie czerpane z niezmiennych, objawionych źródeł — Koranu i Sunn, które są interpretowane i przekształcane tak, aby zachować swoją aktualność w zmieniających się warunkach społecznych.

Jednak w ramach tych skrypturalnych ram zawsze istnieje sporo przestrzeni, która może być wypełniona albo konfliktem, albo konstruktywną różnorodnością, w zależności od upodobań. Islam klasyczny, który przetrwał przynajmniej teoretycznie aż do naszych czasów, był dość dumny z tego rodzaju pluralizmu. W końcu czy pierwsi muzułmanie nie wierzyli, że różnice między uczonymi wspólnoty są miłosierdziem od Boga? Czy istnienie licznych szkół teologicznych i prawnych nie sprzyjało debacie i samokontroli, zmniejszając ryzyko stagnacji? To prawda, że wrogość między różnymi interpretacjami islamu prowadziła do okazjonalnych napięć i sprawiała kłopoty rządom, które musiały narzucić jednolity kodeks prawny. Jednak w dużej mierze system działał, utrzymując przez wieki różnorodność w ramach zasadniczej i rozpoznawalnej jedności życia muzułmańskiego.

Nadejście nowoczesności zniszczyło te ustalenia, prawdopodobnie na zawsze. Gdy europejskie mocarstwa najechały i okupowały ziemie muzułmańskie, zmiotły stare sądy i szkoły, narzucając normy i programy nauczania opracowane przez siebie. Arabscy i indyjscy uczniowie nagle zaczęli uczyć się Homera i Wordswortha, Woltera i Adama Smitha.

W Algierii, aż do uzyskania niepodległości w 1961 roku, każde arabskie dziecko musiało nauczyć się na pamięć wiersza, który głosił: „Nasi przodkowie, Gallowie, mieli blond włosy (nos ancêtres les Gaulois étaient blonds)”. Ta skrajna dezorientacja nie zakończyła się wraz z odzyskaniem niepodległości przez państwa muzułmańskie. Relikty dawnego porządku islamskiego, tam gdzie nie zostały siłą wyplenione, w większości przypadków były zbyt słabe, by się ponownie narzucić. Przynajmniej wśród elit, kulturowy holokaust wydawał się być prawdziwym sukcesem. A jednak zwolennicy tej masowej konwersji: świeccy misjonarze, ich nawróceni i szkoły, zapomnieli o czymś ważnym. Otóż europejska dusza nie może być eksportowana. Triumf kultury zachodniej w Ameryce i Australii został osiągnięty prostą metodą: zabicia większości tubylców i zastąpienia ich Europejczykami.

Nie było to tak łatwe do zrealizowania w świecie muzułmańskim, mimo częściowych sukcesów w takich miejscach jak Algieria czy Kazachstan. Tubylcy byli zbyt liczni, a ich kraje zbyt gorące, by europejska imigracja mogła działać skutecznie; dlatego większość z nich zdołała zachować swoją ziemię i życie. Nowi panowie chętnie na to pozwalali, pewni, że z upływem lat demoralizacja i rozkład rodzimej kultury doprowadzą do pomyślnej konwersji na postawy i styl życia kolonizatorów.

To, o czym zapomnieli ci teoretycy, było zgubne — aby mieć kulturę, trzeba należeć zarówno do jej teraźniejszości, jak i do jej przeszłości. Teraźniejszość można zdobyć, odwiedzając krawca i posyłając dzieci do nowoczesnej szkoły. Przeszłość europejska jednak pozostawała własnością Europejczyków. Stąd schizofrenia świeckich intelektualistów w świecie muzułmańskim. Stąd też rosnący sukces islamskiej, tak zwanej fundamentalistycznej alternatywy. Być świeckim i zachodnim muzułmaninem to żyć bez przeszłości. Bez względu na to, jak bardzo taka osoba może obracać się wśród Europejczyków w ich winiarniach, szkołach i klubach, bez względu na liczbę udanych sztuk teatralnych i powieści, które tworzy, jest w gruncie rzeczy nadal kimś obcym, kto wie, że podczas gdy jego europejscy przyjaciele są produktami długiej i stopniowej ewolucji jednej kultury i prawdopodobnie rozpoznaliby styl życia swoich dziadków jako autentycznie związany z ich własnym, on jest nawróconym, którego przodkowie prowadzili życie, które jest dla niego albo nieznane, albo niewyobrażalnie obce. Gdzieś w jego rodowodzie leży radykalna linia podziału, za którą jest Inny. Dusza prawdziwego Europejczyka, choćby był obojętny wobec swojej przeszłości, nie jest tak rozdzielona.

Zajęło kilka dekad wykorzenionym intelektualistom świata muzułmańskiego, aby uświadomili sobie, że jednak nie mogą być Europejczykami. Gdy to uświadomienie zaczęło się pojawiać, gładka droga do nowoczesności nagle skręciła ostro w niepewność i chaos. Wczesne głosy rodzimego przebudzenia, takie jak Jalal Al-e Ahmad, same były pseudo-Europejczykami, którzy dostrzegli proces kulturowego samobójstwa takim, jakim był: porzuceniem jednej kultury wraz z emocjonalnie i filozoficznie niemożliwą próbą zastąpienia jej inną. Ale wtedy pojawił się problem. Ta nowa świadomość, pochodząca raczej od nawróconych od europejskiego procesu niż od przedstawicieli przetrwałej rodzimej kultury, nie była zadowolona z tego, co zobaczyła w tradycyjnej religii.

Zdawało się, że jest zbyt wiele różnorodności, zbyt mało higienicznej spójności. Z tą uporządkowaną umysłowością, której nauczyli się od Zachodu, i napędzani zawrotnym entuzjazmem, który oślepił ich na subtelności klasycznego dziedzictwa, wielu fundamentalistów ogłosiło, że islam ludu jest strasznie nieporządny. Czemu nie zetrzeć wszystkich średniowiecznych pajęczyn i nie stworzyć jasnego, nowego islamu, uproszczonego i gotowego, by zająć swoje miejsce jako ideologia obok marksizmu, kapitalizmu i nacjonalizmu świeckiego? Aby osiągnąć ten cel, uważano, że cztery madhhaby fiqh muszą zostać usunięte. To samo dotyczy tradycji teologicznych Asz`arytów i Maturydytów. Zakon suficki był często spektakularnie egzotyczny i nieporządny – i oczywiście także musiał zostać wykreślony. W rzeczywistości co najmniej dziewięćdziesiąt procent tradycyjnych tekstów islamskich można by z łatwością oddać do niszczarki – podczas gdy to, co pozostało, miało być islamem Proroka, oczyszczonym z brzydkich naleciałości i stojącym na czele zjednoczonego świata muzułmańskiego, kroczącego ku nowemu i świetlanemu przeznaczeniu.

Gdyby historycy zostali zapytani, mogliby zwrócić uwagę tym zapalonym aktywistom, że dokładnie tę samą politykę prowadzili zeloci Reformacji w Europie — i to z dość nieoczekiwanymi skutkami. Problemy były często bardzo podobne. Średniowieczna scholastyczna konstrukcja została zburzona, by ustąpić miejsca opieraniu się na Piśmie Świętym interpretowanym przez indywidualne sumienie. Wielcy uczeni przeszłości zostali ostatecznie pogrzebani, często po gorzkim potępieniu. Idea świętości, skoro była nieobecna w słowniku pierwszych wierzących (wszyscy byli świętymi, więc nie potrzebowali tego pojęcia), była traktowana jako podejrzana.

Miejsca kultu zostały pozbawione bogatej dekoracji, podczas gdy złożona symbolika sakralna, która wcześniej stanowiła podstawę sztuki, okazała się szczególnie łatwym celem. Święta religijne zostały ograniczone do tych, które wydawały się być wyraźnie sankcjonowane przez objawienie. Zarówno miasta, jak i wsie zostały oczyszczone z lokalnych tradycji sakralnych i poddane polityce standaryzacji. Powstała pewnego rodzaju duchowa sterylizacja, która otworzyła drogę dla prymitywnego materializmu Rewolucji Przemysłowej i ostatecznej powszechnej sekularyzacji europejskiego umysłu. Co było do przewidzenia, nasze własne islamskie protestantyzmy, podobnie jak kalwinizm, luteranizm czy ruch Cromwella, w praktyce przyniosły podziały, a nie jedność, oraz ubóstwo duchowe i kulturowe, a nie nową świetność.

Nie tylko muzułmańscy protestanci (salafici, jak się nieprecyzyjnie nazywają) są skłóceni z tradycyjnymi, ortodoksyjnymi uczonymi (ulema), lecz także między sobą mają ogromne trudności z porozumieniem się. W samym Egipcie szacuje się, że istnieje ponad siedemset grup salafickich, między którymi gorzkie spory, a nawet gwałtowne starcia są niestety powszechne. W Afganistanie niezdolność wojowników wahhabickich do tolerowania istnienia innych interpretacji islamu doprowadziła kraj do wojny domowej, która wyrządziła więcej szkód niż dziesięć lat rosyjskiej okupacji. Przyczyna tej nietolerancji i niezgody jest oczywista. Gdy Cztery Szkoły zostały odrzucone jako innowacja (bid'a), każdy protestancki muzułmanin ma się bezpośrednio odwoływać do Koranu i Hadisów, aby odkryć doktryny i obrzędy religii.

Rezultat był przewidywalny: zamiast czterech szkół mamy teraz ich tysiące. Nawet w Wielkiej Brytanii istnieją grupy muzułmańskie, których kontakt z tradycyjnym wykształceniem jest tak nikły, że odwołują się do tłumaczeń Koranu i Sunn, zamiast pytać ekspertów lub konsultować właściwie opracowane dzieła z zakresu fiqh i aqida. Wymienianie ich nazw byłoby zbędne i nieuprzejme, ale wszyscy znamy fanatyczną surowość i dziwaczne interpretacje, które potrafią tworzyć, oraz dziwaczną radość, jaką wydają się czerpać z atakowania wszystkich, którzy różnią się od ich totalitarnego i powierzchownego spojrzenia na religię. Warto zastanowić się, dlaczego ta „zrób to sam” metoda stosowania szariatu jest tak niebezpieczna. Aby wyprowadzać przepisy bezpośrednio z Koranu, trzeba opanować arabski, ponieważ tłumaczenie Księgi nigdy nie jest naprawdę tłumaczeniem — jedynie oddaje coś z jej ducha i formalnej treści. Konieczna jest również znajomość siedmiu wariantów recytatorów Świętego Koranu, rozróżnianie wersetów, które zostały abrogowane (zniesione), oraz umiejętność czytania głównych komentarzy. A jakby tego było mało, zadanie wyprowadzania przepisów z Sunn jest jeszcze bardziej wymagające. Wśród hadisów zawartych w Sahih Bukhari i Sahih Muslim znajdują się takie, które są znane jako abrogowane i nie mają już zastosowania, podczas gdy wiele innych można zrozumieć tylko w odniesieniu do ich pierwotnego kontekstu. Ponadto istnieje wiele prawidłowych hadisów rozproszonych w setkach książek, które nie zostały przetłumaczone na angielski. Na to wszystko trzeba dodać znajomość wyszukanych mechanizmów prawnych uznanych przez pierwszych muzułmanów, takich jak analogia (qiyas), konsensus, względy interesu publicznego, różne klasy hadisów i tak dalej. Jeśli się tego nie zna, grozi natychmiastowe zejście z właściwej ścieżki i wprowadzenie skrajnych oraz potępianych form innowacji (bid‘a) do szariatu.

Powinno być jasne, że odpowiedzialną alternatywą jest podążanie za jedną z czterech uznanych szkół (hanafi, shafi’i, maliki i hanbali), których założyciele byli nieskończenie bardziej kompetentni niż dzisiejsi młodzi entuzjaści w wyprowadzaniu zasad szariatu z objawionych źródeł. Podobnie w sprawach duchowych bardzo ryzykowne jest próbowanie samodzielnego wyprowadzenia metody duchowej z objawionych źródeł, zamiast uznania, że nie jesteśmy do tego kwalifikowani i powinniśmy szukać duchowego przewodnika, który sam podąża za Koranem i Sunną. Nic nie jest bardziej niebezpieczne niż żeglowanie po oceanie objawienia, czy to prawa, czy ducha, w łodzi skleconej samemu, zamiast zbudowanej przez wielkiego mistrza-rzemieślnika. Przykład? Kiedyś byłem w meczecie w getcie w Brooklynie, Nowy Jork, słuchając grupy nowych konwertytów, którzy usilnie próbowali ustalić na podstawie tłumaczenia Koranu Yusuf Alego i tłumaczenia Sahih Bukhari Muhsina Khana, czy kradzież pieniędzy z sklepu monopolowego byłaby dozwolona. Kiedy się wtrąciłem, okazało się, że żaden z nich nawet nie słyszał o Czterech Madhhabach ani o konieczności opierania się na autorytatywnej wiedzy naukowej. Czytelnicy zapewne sami mogą przytoczyć więcej przykładów takiego śmiertelnego braku wiedzy ze swoich doświadczeń. Świat muzułmański, walcząc z ciężarem świeckości, ryzykuje wpadnięcie w protestancki chaos, który na zawsze zniszczy jego jedność, tak jak Reformacja zniszczyła jedność chrześcijańską i rzuciła Europę w wieki brutalnych wojen religijnych. Tradycyjny, autentyczny islam, wciąż nauczany na uniwersytetach takich jak Al-Azhar, stanowił podstawę stabilnej jedności w przeszłości i jest wykonalny w praktyce. Samozwańcze modele salafickie, niezależnie od tego, czy nazywamy je wahhabizmem czy w inny sposób, mają tendencję do generowania nietolerancji, nieładu i wrogości wobec wszelkich form życia intelektualnego i duchowego — postawy, która może ostatecznie odnieść sukces tam, gdzie zawiedli kolonialiści i zwolennicy westernizacji. Entuzjazmy wrogów ijma wydają się przypominać konwulsje śmierci, a nie oznaki nowego życia.

 

http://masud.co.uk/protestant-islam/